Edward Nożycoręki
Czas trwania: 1 godz. 45 min.
Reżyseria: Tim Burton
Film nie najnowszy, bo pochodzący z roku 1990. Dlaczego do niego wróciłam? Wiąże się z tym pewien sentyment, bo to jedyny film, który pamiętam z mojego bardzo wczesnego dzieciństwa. Siedząc na kolanach jednej z ciotek oglądałam go z zapartym tchem, a podczas drastycznych scen moje oczy zasłaniane były przez opiekuńczą dłoń cioci.
Oglądając film po ok. 15 latach nie mogłam znaleźć w nim żadnej "drastycznej sceny". Jest to historia życia tytułowego Edwarda, który nie jest nawet człowiekiem, a istotą, którą stworzył pewien wynalazca. Mężczyzna nie zdążył jednak dokończyć swojego dzieła. Edward wyglądał jak człowiek, nie miał jednak dłoni. Zamiast nich do jego rąk przymocowane są nożyce, którymi potrafi wykonać naprawdę interesujące rzeczy. Jest w nim coś z artysty, bo wydaje mi się, że potrafi dostrzegać i czuć o wiele więcej i intensywniej niż pozostali.
Po obejrzeniu tej produkcji przyszło mi na myśl jedno słowo, które moim zdaniem trafnie opisuje film. Groteska. Zniekształcona, przeinaczona do granic możliwości rzeczywistość, która jednocześnie usiłuje naśladować prawdę. Komizm, który wcale nie śmieszy, sztuczna krew i Winona Ryder, której rola kompletnie mnie nie przekonała. Film ratuje wyłącznie Johnny Depp. Oglądając film doszłam do wniosku, że jest to aktor genialny (porównajcie sobie postaci Jack'a Sparrow'a i Edwarda). Edward Nożycoręki rozczula nas, mamy ochotę przytulić go, mimo że może nas pokaleczyć swoimi ostrymi nożami. Jest infantylny, ale ma w sobie tyle miłości i słodyczy, że jesteśmy w stanie wybaczyć mu wszystko. Rażąca niesprawiedliwość, która go spotyka sprawia, że jego postać wzbudza w nas jeszcze więcej sympatii.
Film nie przekonuje. Zbyt wiele jest w nim nieścisłości, zbyt wiele kontrastów i sztuczności (nie fikcji, a właśnie sztuczności). Jedynym ciekawym elementem tej produkcji jest sama postać Edwarda, która mogłaby jednak zostać osadzona w lepszej fabule. W kolejce do obejrzenia czeka na mnie inny film Depp'a tak więc mam nadzieję, że ten następny mnie nie rozczaruje.
Moja ocena: 6,5/10
O jeeej, uwielbiałam i nadal uwielbiam Edwarda...:) Johnny Depp świetnie sobie w tej roli poradził. :)
OdpowiedzUsuńCo do Depp'a jesteśmy więc zgodne :)
OdpowiedzUsuńubóstwiam ten film! Edward jest jak małe dziecko - uczy się, rozczula nas, jest trochę nieporadny. I rzeczywiście film jest groteską i karykaturą, jak to u Burtona bywa, więc wcale nie zdziwił mnie widok zbyt sztucznej krwi (tak jakby reżyser chciał podkreślić jej sztuczność). Dla mnie takie elementy właśnie są raczej uwypukleniem nie realizmu opowieści, upewnieniem widza, że to, co ogląda to alegoria (przykład - choćby "Sweeney Todd", którego wręcz ukochałam :)). Dlatego nie zgadzam się z Twoją oceną do końca, ale to raczej normalne, że nie każdemu podoba się to samo :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i będę zaglądała częściej ;)
btw. który film z nim zamierzasz teraz obejrzeć? ;)
"Marzyciel" :) Również pozdrawiam i serdecznie zapraszam :)
OdpowiedzUsuńJa również chciałam się teraz zabrać za "Marzyciela" :D ale wypadło na "What's Eating Gilbert Grape" ;)) a niedługo "Alicja w Krainie Czarów" świeży nabytek :P
OdpowiedzUsuń